Comeback Kaczawy. Remis z Górnikiem nie do końca cieszy naszą drużynę.
Po ekscytującym spotkaniu Kaczawa remisuje z Górnikiem Lubin, mimo przegrywania do przerwy 0:2. To pierwsza strata punktów lidera w tym sezonie, choć w naszym obozie czuć pewien niedosyt.
Mecz rozpoczął się od ciętej gry z obu stron. Zarówno Kaczawa jak i nasi rywale niewiele kalkulowali i chcieli szybko ułożyć sobie mecz, zdobywając gola. Pierwszą próbę sił wygrała nasza drużyna, która szybko przejęła nieznaczną kontrolę nad wydarzeniami w Bieniowicach. Gra skupiła się głównie na połowie Górnika, który często bardzo groźnie kontratakował. Niemniej dwie pierwsze akcje mogły przynieść powodzenie naszej drużynie. W 17’ podanie od Dawida Śliwińskiego otrzymał Rafał Stępień. Choć był już blisko bramki, to znajdował się pod dużym kątem i ciężko było oddać skuteczny strzał. Ostatecznie piłka po uderzeniu odbiła się od bramkarza, słupka i wylądowała poza boiskiem. Chwilę potem kolejna szansa dla Kaczawy, ale ponownie niewykorzystana. Górnik groźnie skontrował. Bardzo szybki skrzydłowy lubinian popędził prawą stroną, dośrodkował, lecz niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Chwilę potem było już 0:1. Na strzał z dystansu zdecydował się nieatakowany Grzegorz Lasek. Nieszczęśliwa interwencja Miłosza Kudłacza i to zawodnicy Przemysława Cielewicza cieszyli się z upragnionego prowadzenia. Kaczawa na oczach blisko 150 kibiców dążyła do wyrównania. Nasze strzały były o tyle groźne, co głównie jednak niecelne. W 42’ w idealnej sytuacji znalazł się Kamil Gołębiowski. Z najbliższej odległości strzelił przy prawym słupku, niemniej Miłosz Kudłacz intuicyjnie wybronił uderzenie. Cóż z tego, skoro po chwili zahaczył o nogi gracza Górnika i sędzia Mateusz Witkowski wskazał na wapno. Miłosz Kudłacz ponownie poprawnie odczytał intencje strzelca, niemniej Karol Gracz zdołał podwyższyć na 0:2. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza część spotkania.
W drugiej połowie zmotywowana Kaczawa wyszła na murawę z podniesioną przyłbicą. Nasi zawodnicy raz po raz starali się zmienić wynik i natarczywie atakowali rywali. Ci ponownie groźnie kontrowali, głównie swoją prawą stroną. Huraganowy kontratak niemal nie skończył się podwyższeniem w 53’, niemniej strzał po dalszym słupku nie był kierowany w światło bramki. Z rzutu wolnego z 26 metrów bliski szczęścia był Dawid Śliwiński, niemniej jego plasowane uderzenie wyczuł goalkeeper z Lubina.
Wysoki pressing Kaczawy przyniósł wymierne korzyści w 58’. Bramkarz gości pomylił się przy rozegraniu i wysoko ustawiony podał „nieszczęśliwie” wprost pod nogi Adriana Ceglarskiego. Ten płasko dośrodkował do Rafała Stępnia, który błyskawicznie skierował futbolówkę do niekrytej bramki. 1:2. Kaczawa wciąż napierała, a jej oddech i presję wyniku wymiernie poczuli gracze Górnika, którzy mieli do powiedzenia na boisku mniej niż w pierwszej połowie. Efektem tego był festiwal żółtych kartek, a także czerwona dla Dawida Dziadowicza; pierwszą zobaczył na boisku, drugą już na ławce, więc Górnik kończył z kompletem zawodników w polu. W 80’ nożycami próbował gracz Górnika – piłka poszybowała nad poprzeczką. Kilka chwil później jego wyczyn powtórzył Szymon Janeczko, lecz podobnie bez efektu bramkowego. W końcu w 85’ dośrodkowanie z rzutu rożnego Dawida Śliwińskiego na gola zamienił nasz najwyższy zawodnik, Piotr Urbański. Dla naszego obrońcy to już drugi gol z rzędu i trzeci w tym sezonie. 2:2.
Kaczawa choć napierała, a i Górnik się jeszcze bardziej otworzył, to wynik pozostał bez zmian.
Ostatecznie po dobrym meczu remisujemy z Górnikiem Lubin 2:2. Pozostaje lekki niedosyt, gdyż nasza drużyna mimo przegrywania do przerwy, potem ewidentnie złapała wiatr w żagle i zdaje się, że gdyby mecz jeszcze trochę potrwał, dalibyśmy radę przeciągnąć szalę zwycięstwa na naszą stronę. Jesteśmy pierwszą drużyną, która urwała punkty lubinianom w tym sezonie. Po tym meczu spadliśmy na piątą pozycję w tabeli, a w zależności od jutrzejszego wyniku Płomienia, może być to lokata 5 lub 6.
Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęciowej z tego spotkania. (fot: galeria, fot w newsie i na okładce artykułu - Ewa Jakubowska/e-legkinickie.pl).
Komentarze